niedziela, 13 sierpnia 2017

"Portugalskie Lourdes" - artykuł z czasopisma "Rodzina Polska" z lat 20-tych XX wieku.

W roku w którym obchodzimy 100 lecie objawień fatimskich, postanowiłem podzielić się z Wami artykułem, który odnalazłem w starym czasopiśmie, wtedy kiedy to Polacy jeszcze niewiele słyszeli o tych najsławniejszych objawieniach Matki Bożej. Pisownię pozostawiam oryginalną. Jest to być może pierwsza informacja o Fatimie w Polsce, przynajmniej taka obszerna...




W środkowej Portugalji, leży diecezja Leiria, któ­rą niegdyś nazywano „zakątkiem Różańca i kra­iną Marji". Mieszkańcy tej prowincji kościelnej, otaczali szczególną czcią i synowską miłością Najśw. Marję Pannę. Marja była dla nich matką najczulszą, była im wszystkiem.

Tę wielką miłość i przywiązanie do Królowej Nie­bios, okazywali poczciwi Leirianie przez częste odma­wianie różańca. Różaniec był dla wszystkich warstw i klas diecezjan Leiria, strawą codzienną. Z różańcem w ręku chodził szlachcic, przesuwał paciorki w chwi­lach wolnych żołnierz, odmawiali go przed każdem za­jęciem rzemieślnicy i inni ludzie pracy.

Piękny był to widok, gdy nad rzeką lub strumykiem zobaczyło oko przechodnia rozmodlonego rybaka, z ró­żańcem w ręku, który prosił Marję, by pobłogosławiła jego sieć rybacką i pomogła w połowie; na roli cho­dzącego za pługiem gospodarza, wyśpiewującego go­dzinki na cześć Marji, a gdy konie spoczęły, zdejmu­jącego zwieszający się z szyi różaniec i łączącego się z chórem aniołów w uwielbianiu Przeczystej Dziewicy.

I dzieci uważały sobie za obowiązek, odmówić przed zabawą różaniec.

Była to naprawdę kraina Marji, zakątek jakby z wyżyn rajskich na ziemię przeniesiony.

Tak było kiedyś, gdy szczerozłote było serce ludu, nieskażone duchem nowoczesnej kultury neopogańskiej.

W naszych czasach stosunki się zmieniły. Duch rewolucyjny wrogi Kościołowi, niedowiarstwo przemy­cane do wsi pod pretekstem postępu, kultury i cywili­zacji, porobiły w diecezji Leiria wielkie spustoszenia. I tutaj zaczęła się szerzyć niewiara, upadł kult do Najśw. Panny.

Ale Marja chciała napowrót odzyskać wyrwany Jej „zakątek Różańca". Upodobała sobie w tych stronach, gdzie tak chętnie, gdzie tak szczerze i po synowsku czczono Ją niegdyś i kochano. Chciała, by z tej diecezji rozlały się na nowo, na Portugalję, będącą wtedy pod rządami masonów, i inne kraje, obfite i ożywcze źródła miłości i Chrystusowego pokoju. W tym celu obrała sobie Fatimę, parafję w diecezji Leiria, na miejsce objawień i pielgrzymek, skąd szerzy się cześć i nabożeństwo do Przeczystej Dziewicy.

Fatima, jest to niewielka, uboga wioska w sercu prawie Portugalji położona, o 100 klm. oddalona od stolicy Lizbony. Do roku 1917 była ona światu zupeł­nie nieznana. Jej imię rozsławiły objawienia Najśw. M. P. i cuda jakie Niebieska nasza Matka rozsyła stąd na Portugalję i świat cały.

Było to w r. 1917, kiedy nad Europą szalała jeszcze okrutna i krwawa wojna światowa, w przepięk­nym miesiącu maju. Natura przyoblekała się w nową wiosenną szatę, stroiła ziemię przepysznemi kwiatami zielenią. Przy wtórze dźwięcznych głosów „ptaków niebieskich" rozbudzało się życie dookoła.

Na wielkich, wzgórzystych nieco polanach przy Fatima, pasło się już bydełko, a pasterze wesoło nu­cili sobie piosenki, bawili się, jak to dzieci.



W pobliżu Fatima, na łąkach, które tamtejsza ludność nazwała „Cova da Iria", paśli również owieczki Franciszek i Hiacynta Marto (brat i siostra) i najstar­sza z pośród nich, ich kuzynka Łucja. Lucia miała dziesięć lat, Hiacynta siedem a Franek dziewięć. Żadne z nich nie umiało czytać. Lucia tylko była u pierwszej Komunji św. W święto Wniebowstąpienia (13.V 1917 r.) zebrało się tych troje pastuszków, jak zwykle razem ze swą trzodką na rodzinnvch łąkach. 

Gdy, jak zwykle, zajęci byli niewinną zabawą, nagle ich oczy uderza ogromna światłość. Patrzą na niebo, a tu na niem żadnej chmurki. Skąd się wzięła ta prze­ciągła błyskawica? Czyżby to była zapowiedź burzy? Obawiając się jej, Łucja zakomenderowała do odwrotu. Chcieli zapędzić swe owieczki do domu. Aż tu znowu jeszcze silniejsza światłość. Patrzą zdumieni i widzą, jak blaskiem otoczona, przepiękna Pani, staje obok nich na małym dębczaku. Dzieci są przerażone. Popłoch zarysowuje się na twarzy. Franek sięga po kamienie, które miał przygotowane do budowy domków. Tak uzbrojony, nabiera odwagi. 

Tymczasem Niebieska Pani uspokaja dzieci:
„Nie bójcie się — mówi — nie zrobię wam nic złego". 

Dzieci uspokoiły się. Zrzedła też mina Franka, który trochę zawstydzony, wypuścił z ręki kamienie. Dzieci zachwycały się teraz widokiem Przecudnej Pani która mogła mieć około 18 lat. 

Naraz Łucja przerywa milczenie. 
- Czego chcesz ode mnie? — pyta? 
- Jestem z Nieba — odpowiada Madonna, i pra­gnę byście tu odtąd przychodziły przez pół roku, 13-go dnia każdego miesiąca. Resztę wam opowiem później. 
- Tyś jest z nieba, — pyta z zadziwieniem Łu­cja. — A pójdęż i ja do Nieba. 
- Pójdziesz — odpowiada Pani. 
- A Hiacynta? — też. — A Franek? 
- Franek również, — mówi Przenajśw. Dziewica, ale przedtem musi jeszcze odmawiać często różaniec. 

Franek wraz z siostrą Hiacynta, zapatrzony w Przenajśw. Panienkę nie słyszał nic z rozmowy. Mo­że gdy była o nim mowa ocknął się, może wyrywało mu się jakie słowo do Królowej Nieba, ale ostatecznie nie zdobył się na wypowiedzenie. 

Rozmowa „ślicznej Pani" z Łucją, którą dobrze słyszała Hiacynta, trwała mniej więcej 10 minut. Potem Pani z Nieba znikła z ich oczu i wróciła w nie­bieskie wyżyny. Dzieci zostały same. 

Co teraz? Z ciężkim oddechem patrzały dzieci na siebie, gdy Przenajśw. Panna oddaliła się od nich. Łucja jako najstarsza z małego grona uszczęśliwionych widzeniem Marji, nakazała surowe milczenie. Nikt nie miał się dowiedzieć o tem, czego byli świadkami. Nawet rodzice i rodzeństwo. 

Łucja dotrzymała słowa. Po powrocie do domu. zachowywała się jak zwykle, niczem nie dając poznać że serce jej rozpiera święta radość i niewysłowione szczęście z widzenia „Pani z Nieba". Ale dla Franka i Hiacynty, to było za wielkie żądanie. Jak to, oni maja milczeć o zaszłym wypadku? Nie! — to niemożliwe!

W czasie drugiego objawienia nauczyła dzieci Przeczysta dziewica następującą przepiękną modlitwę, którą poleciła im odmawiać po każdej dziesiątce ró­żańca: 

— O mój Jezu, przebacz nam nasze winy, uchroń nas o dognia piekielnego, ulżyj duszom czyścowym, zwłaszcza tym najbardziej opuszczonym. 

Z miesiąca na miesiąc, robiło się coraz głośniej w Portugalji o objawieniach we Fatima. Na 13 września zebrało się w Cova da Iria, około 30.000 ludzi.

A gdy dzieci zapowiedziały, że Najśw. Panna na po­twierdzenie swych objawień dokona cudu w czasie ostatniego widzenia, 13 października, to wtedy zjechało się do Fatima 70.000 pielgrzymów, z całej Portugalji.

Już w wigilję wielkiego cudu, Cova da Iria, roiła się od. przybyszów. Pomimo jesiennej, chłodnej pory tłumy przepędziły noc pod gołem niebem, by na na­stępny dzień móc otrzymać lepsze miejsce. Z nastaniem dnia, przybyły nowe pielgrzymki, zaludniając pobliskie pola i łąki.

Od samego rana, deszcz obficie skrapiał ziemię, ale to nie odstraszało ludzi. Stali wytrwale, czekając na chwilę cudu. Przed południem, jak okiem sięgnąć, cała okolica była pokryta parasolami, pod któremi chronili się ludzie przed wzmagającą się wciąż ulewą.

Nadeszło tak oczekiwane południe. Przychodzą dzieci. W ich stronę kierują się oczy wszystkich. Uka­zuje sie po chwili, Pani z Nieba jak poprzednio, na ma­łym debczaku. Otaczający dzieci, widzą rozlewającą się dookoła krzewu dębowego ognistą światłość. Lucia z Hiacyntą i Frankiem są w rozmowie z Niebieską Panią, która im dopiero dziś oświadczyła, że jest „Panią Różańca świętego".

Nagle rozlega się głos Łucji. Patrzcie — mówi — na słońce! I — o dziwo! Niebo się rozjaśnia i wypogadza, deszcz ustaje. Na firmamencie zaś niebieskim, zabłysło prześliczne słońce, które rzuca dookoła różno­barwne, olśniewające promienie. Potem, ognista masa słoneczna zrywa się ze swego miejsca, i spada na ziemię, na zebranych ludzi. Tłum pada na kolana, jęczy, bije sie w piersi, zasłania oczy przed wiszącem w wy­sokości kilkunastu metrów słońcem.


Cud! Cud! — powtarzają wszyscy. Boże zmiłuj się nademną, uchroń, przebacz, daruj, o Chryste! Lud błaga Pana o miłosierdzie.

Wreszcie słoneczny ogień zniknął z oczu widzą­cych. Pogoda trwała dalej, osuszając mokrą ziemię i spłakane twarze.

Dzieci tymczasem stały wśród tłumu, wyjaśniając co widziały. A więc najpierw ukazała się Matka Boska Różańcowa, św, Józef z Dzieciątkiem na ręku, potem Chrystus Pan błogosławiący zebranych, znowu Najśw, Marja Panna jako | Matka Bolesna i wreszcie jako Matka Boska Szkaplerzna.

Z obecnych nikt już nie wątpił, że Marja przyszła z Niebios na ziemię portugalską. Niedowiarkowie na widok takiego cudu oniemieli. Niektórzy z nich nawró­cili się na katolicyzm.

*           *           *

Podobny wypadek nie zaszedł nigdy jeszcze na świecie. Żadne obserwatorium astronomiczne nie za­notowało takiego zdarzenia. Był to cud w ścisłem zna­czeniu. 70.000 ludzi było świadkiem tego. Nie mogła tu odgrywać roli hulucynacja ani sugestja. Okrzyk Łucji, nie mógł zahypnotyzować tylu tysięcy ludzi. Nauka staje bezradna wobec takiego faktu. Trzeba skłonić głowę i przypuścić możliwość cudów, które często zdarzają się w Kościele, ale tylko katolickim.

*           *           *

Z trojga pastuszków, którym ukazała się Najśw M. P. żyje tylko Łucja, obecnie zakonnica, siostra Marja-Łucja od siedmiu boleści. Hiacynta i jej brat Franciszek zmarli bardzo świątobliwie. Franciszek w r. 1919, 5 kwietnia, a Hiacynta 20 lutego następnego roku. 

*           *           *

Skończyły się objawienia Przenajśw. Matki Różańcowej we Fatima. Oczekiwano decyzji władzy kościelnej. Kościół jednak nie śpieszy się w takich razach, ale postępuje bardzo roztropnie i oględnie, uznając dopiero po ścisłem i gruntownem zbadaniu nadprzyro­dzone wydarzenia.

Lud zabrał się powoli, stosownie do życzenia Najśw. Panienki, do budowy małej kapliczki i zbierał się co rok nawet z dalekich stron w pamiętne dni na miejsce objawień.

Fatima stała się celem pielgrzymów, drugiem Lourdes, i Częstochową portugalską.

Pielgrzymki katolików do Fatima zaniepokoiły rząd masoński. Fatimę wskazywano jako ośrodek akcji przeciwrządowej. Masoni poczęli przeciwdziałać. W r. 1920 wychodzi rozkaz od rządu, by na 13 maja oko­liczni wójci i burmistrzowie nie pozwalali na przejazd do „Cova da Iria". Do pomocy wysłano uzbrojone woj­sko. Pomimo to zebrało się wielu pobożnych pątni­ków na czteroletnią rocznicę objawień Najśw. Marji Panny. Ze spokojem powrócili też wszyscy do domów.

W r. 1921 władza kościelna zatwierdziła nabożeń­stwo do Najśw. Marji Panny z Fatima, zachowując so­bie prawo sądu o wypadkach cudownych, jakie miały i będa tutaj miały miejsce.

W listopadzie tegoż roku odprawiono pierwszą Mszę św. na polach „Cova da Iria", przy zbudowanej tam kapliczce. Po zatwierdzeniu kościelnem ruch piel­grzymkowy wzmógł się jeszcze bardziej.

Z Fatima szło i idzie odrodzenie katolicyzmu na cała Portugalję, Nie było to na rękę nieprzyjaciołom Kościoła, zwłaszcza bezwzględnym w używaniu środków masonom. Armja szatańskka uknuła spi­sek na fatimskie sanktuarjum. 6 marca 1922 r. rozległ się w nocy huk wybuchu dynamitowego. Był to zamach na kapliczkę, dokonany przez niewykrytą bandę (czyt. masonów). Kapliczka wzniesiona przez miesz­kańców Fatima znalazła się w gruzach! Świętokradzka ręka zniszczyła tak drogi i święty dla ludu przyby­tek! Parę dni po tym smutnym wypadku - 13 marca zebrało się około 10.000 (tysięcy) ludzi na zapowie­dzianą przez miejscowego proboszcza, procesję ekspiacyjną. Zewsząd odzywały się głosy oburzenia na wro­gów Kościoła.

Największym jednak cudem i to cudem moralnym, jaki spowodowały objawienia Madonny we Fatima, jest odrodzenie katolicyzmu w Portugalji. Bije tu i wre życie katolickie w całej pełni. Fatima stała się prze­wodnią gwiazdą w poczynaniach i wysiłkach katolików.

Katolicy portugalscy wraz z duchowieństwem, to nie ci sami ludzie z czasów choćby Don Carlos'a. Re­wolucja przeobraziła ich oblicze, a Najśw. Panna we Fatima wskazała im kierunek i podała wskazówki jak działać należy i pracować nad zapewnieniem katoli­cyzmowi lepszego losu w ich ojczyźnie.

„Nie zejdą do grobu dwa pokolenia, a cała Por-tugalja stanie się ateistyczną"! Tak wołał pewien mi­nister portugalski w r. 1911, gdy na zebraniu rządu uchwalono rozłam Kościoła od państwa. Co za buta, co za nieobliczenie i głupota nieprzyjaciół Kościoła. Są oni za krótkowzroczni. Nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć, że nad Kościołem czuwa Bóg, Chrystus Pan i Jego Matka Najśw., - Marja. Marja umie pomie­szać szyki swych nieprzyjaciół i zaprowadzić nawet wodzów rewolucji do Kanossy*.

F. Cegiełka.



* Nawiązanie do wizyty Prezydenta Portugalji, ge­nerała Carmony, we Fatima w r. 1929.